No i nasze ciut, ciut przeciągnęło się do tygodnia.
Bardzo przepraszamy i chcielibyśmy rzec - więcej się nie powtórzy -
ale... wiadomo jak jest ;)
Do rzeczy, warsztat odbywał się na raty i uściślając dotyczył wybitnej Polki,
a zaczęło się od losowania postaci,
gdyż pomysłów było kilka,
lecz w końcu stanęło na dwóch propozycjach.
Był kapelusik,
była "Marysia" - w tej roli tata ;)
i taadam
Zaczęliśmy zupełnie niemetodycznie, ale za to zabawa była przednia.
Najpierw była zabawa w doświadczenia, a potem garść wiedzy :)
Pierwsze doświadczenie - jajo + ocet
Ocet nie pachnie różami :)
Jajko przeleżało tak przez noc, a na drugi dzień...
Na początek porównanie - zwykłe jajo...
i nasz "wymoczek".
Dotykamy - reakcja "ale bleee".
Skrobanie skorupki - bardzo łatwo schodziła.
Po podświetleniu widać było bardzo dokładnie żółtko
- na zdjęciu trochę mniej dokładnie.
I na koniec rozbiliśmy jajo - różnica w wyglądzie "skorupki" zauważona od razu.
Potem było kilka doświadczeń z tym, co można znaleźć w kuchennej szafce.
Na początek było olej, woda + barwnik, i jedna tabletka musująca.
Każdy miał swoje zadanie - Starszak wlewał olej...
...Średniak łączył wodę z barwnikiem...
razem kruszyli tabletkę...
...do oleju wsypaliśmy rozpuszczoną tabletkę...
...zabarwioną wodę...
...i jeszcze trochę wody...
...trochę pobuzowało i woda połączona z tabletką (czerwone bąbelki),
fajnie unosiła się do góry i opadała.
Obserwacja to podstawa doświadczeń.
A jak pomieszamy?
I tu następuje mały zonk, gdyż zdjęć brak :(
Wynik był taki, że woda rozdzieliła się od oleju i opadła na dno
- wniosek - jest cięższa od oleju.
Dalej było tylko ciekawiej.
Najpierw zrobiliśmy krochmal...
...i połączyliśmy wodę z jodyną - zdjęcia brak...
...rozpuściliśmy dwie tabletki witaminy C...
...do jodyny dodaliśmy trochę octu...
...dodaliśmy trochę rozpuszczonej witaminy C...
...krochmalu i wody utlenionej...
...i czekaliśmy, czekaliśmy, czekaliśmy...
...i NIC się nie zadziało :(
Ale nie ma tego złego, z każdej sytuacji płynie nauka.
Wniosek - w niektórych doświadczeniach trzeba być precyzyjnym -
nie wystarczy dostać
"trochę" czegoś.
Postanowiliśmy dopomóc naszej substancji. Ponieważ było w niej zbyt dużo kwasu a zbyt mało skrobi z krochamlu (jeśli coś przekręciłam to niech ktoś mnie poprawi) dodaliśmy więcej jodyny i wtedy substancja zabarwiła się nam wzorcowo
I odbarwiła się też wzorcowo ;)
Taadaam !
Na koniec zostawiliśmy sobie wulkan.
Ocet + barwnik + niewielka ilość płynu do naczyń -
wymieszane w jednym naczyniu,
w drugim naczyniu rozpuszczona w wodzie soda oczyszczona.
Wszystko mieszamy, wstawiamy do miski naczynie nr 1, po czym powoli wlewamy rozpuszczoną sodę.
I już naprawdę na koniec dni doświadczalnych sprawdziliśmy jak to jest z sokiem z cytryny, gdy udaje atrament.
Każdy napisał lub namalował sekretną wiadomość sokiem z cytryny - miało być bez podglądania ;)
Gdy wiadomości wyschły wyprasowaliśmy je gorącym żelazkiem
i już wszystko było wiadome
- musicie wierzyć na słowo,
bo znowu wkradł się zonk i zdjęć brak :(
To był koniec części doświadczalnej.
Przyszła kolej na trochę wiedzy innej natury.
Wszystko bowiem robiliśmy, gdyż chcieliśmy poczuć się przez chwilkę jak prawdziwi naukowcy.
Poszperaliśmy tu i tam,
i z zebranych wiadomości stworzyliśmy
taką mapę na temat naszej wybitnej postaci
MARII SKŁODOWSKIEJ - CURIE.
Średniak z racji pozostawienia w domu, z powodu choroby,
zaczął plakat samodzielnie - wycinanie...
przyklejanie...
i jeszcze więcej przyklejania...
Wieczorową porą dołączył Starszak - i znowu - rysowanie...
wycinanie i przyklejanie...
Młody tym razem wpadł na gotowe ;)
GOTOWE !
Plakat znalazł swoje miejsce!
To były dłuuuugie warsztaty, wpis jeszcze dłuższy,
ale zabawo-nauka niezapomniana!!!
P.S. Jeszcze raz przepraszamy za opóźnienia chorobowo - techniczno (ucięło nam internet) - organizacyjne.
Kolejny warsztat zaczynamy chyba już dziś, żeby się nie spóźnić :)
Zapraszam do innych!
Aż miło popatrzeć!!!