dla mnie (wy)życie w kwestiach wszelakich robótek ręcznych zaczyna się nocą, kiedy mąż już chrapie a dzieci nie wołają "mama...". wtedy robię sobie kawę inkę z mlekiem i siedzę, siedzę, siedzę (znam jeszcze jedego marka nocnego - właściwie to nietoperza;))) i chociaż nie wszystko mogę wtedy zrobić (szycie na maszynie odpada ze względu na wrażliwe ucho sąsiadki) to od czasu do czasu coś z tego siedzenia się wykluwa.
bardzo stare, z okazji prymicji
i dla siostry mojej koleżanki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz